Opinia eksperta
Nałóg nałogowi nierówny
Bartłomiej Dzik
ekonomista badający zagadnienia ekonomii i psychologii hazardu
H
azard zniknął z debaty publicznej w ostatnim czasie, a jego miejsce zajęły choćby kwestia tzw. dopa-
laczy i zakaz palenia w miejscach publicz- nych. Rząd Donalda Tuska nie ma pomy- słu na reformę finansów państwa, rozwój infrastruktury, czy usprawnienie admini- stracji, ale jak widać szczególnie upodo- bał sobie walkę z nałogami. Używki wszelkiego rodzaju to dobry
„chłopiec do bicia” i łatwe pole do po- kazania, że władza coś tam jednak robi (a nie egzystuje leniwie już przez trzeci rok z rzędu). Gwoli sprawiedliwości trze- ba też przyznać, że moda na walkę z nało- gami jest zjawiskiem bardziej globalnym, w końcu jeśli chodzi o wprowadzenie za- kazu palenia w miejscach publicznych byliśmy raczej w ogonie „postępowej” Europy. Anty-używkowa krucjata stwarza nie-
bezpieczną pokusę, by wrzucać wszyst- kie tego rodzaju ludzkie słabości do jednego worka. Warto zatem usystema- tyzować nieco problem stosunku pań- stwa do nałogów, bowiem nałóg nałogo- wi nierówny.
Od lekarstwa
do histerii Dobrym przykładem ewolucji podej-
ścia aparatu władzy do nałogów są wyro- by tytoniowe. Choć teraz wydaje się nam to szokujące, to jednak przez większość
Używki wszelkiego rodzaju to dobry „chłopiec do bicia” i łatwe pole do pokazania, że władza coś tam jednak robi.
czasu, gdy palono tytoń, był on uznawany za nieszkodliwy, a nawet leczniczy. Nega- tywne dla zdrowia skutki nikotynowego nałogu odkryto dopiero po II wojnie świa- towej, a upubliczniony w USA raport chi- rurga generalnego długo przebijał się do świadomości społecznej (trzeba też przy- znać, że koncerny tytoniowe odegrały tu negatywną rolę, aktywnie usiłując ukry- wać informacje o szkodliwości palenia). Destrukcyjnego wpływu palenia na zdro- wie jednostki nikt obecnie nie neguje, czym innym jest jednak stwierdzenie tego wpływu, a czym innym antynikotynowa polityka przyjmująca rozmiary histerii. Palacz szkodzi przede wszystkim sa-
memu sobie, pogarszając swój stan zdro- wia. W dużo mniejszym stopniu, jako efekt biernego palenia, szkodzi innym osobom. Polityka państwa zmierzająca do obrzydzenia ludziom tytoniowego nałogu – przez coraz wyższe opodatko- wanie, coraz ostrzejsze ostrzeżenia i po- większanie sfer wolnych od dymu ty- toniowego ma więc zasadniczo służyć „ochronie obywatela przed nim samym”. Jest to bardzo wątpliwa strategia. Po pierwsze, z badań nad percepcją
ryzyka wynika, że palacze dość dobrze oszacowują skalę zagrożeń związanych z własnym nałogiem, natomiast osoby niepalące te zagrożenia przeszacowują. Po drugie, przesadna dbałość o „zdro- wie publiczne” wcale nie jest w intere- sie państwa. To ostatnie zdanie brzmi jak herezja, jest jednak bardzo dobrze uza-
sadnione ekonomicznie. Wbrew obie- gowym opiniom, największym obcią- żeniem dla publicznego systemu opieki zdrowotnej są… osoby najzdrowsze. Żyją one najdłuższej, najdłużej zatem korzy- stają z usług służby zdrowia, a opieka nad nimi, gdy osiągną sędziwy wiek, kosztuje system fortunę – dużo więcej niż lecze- nie wcześniej żegnających się ze światem nałogowców. Palacze ratują też system emerytalny (zaniżając średnią długość pobierania świadczenia) i oczywiście za- silają budżet olbrzymi kwotami podatku akcyzowego. Dla budżetu państwa istnie- nie tego typu nałogowców jest zbawien- ne, a walka z ich nałogiem to politycznie poprawne strzelanie sobie w stopę.
Koszty zewnętrzne
nałogu Palenie jest szkodliwe dla palacza,
ale niezbyt groźne dla jego otoczenia. Ta zasada nie dotyczy wszystkich używek. Alkohol w nadmiarze szkodzi zdrowiu, ale też posiada wiele negatywnych tzw. efektów zewnętrznych, przyczynia się choćby do zwiększenia liczby wypadków drogowych czy skali przemocy domo- wej. Z drugiej strony, w przeciwieństwie do papierosów, spożywany w umiarko- wanej ilości nie jest szkodliwy. Podobnie jak papierosy, przynosi też spore zyski budżetowi państwa. Jeśli rozważymy wszystkie efekty
społecznej dostępności alkoholu, być może saldo wyjdzie ujemne. Nie oznacza
18
2010/6 (99) grudzień
Page 1 |
Page 2 |
Page 3 |
Page 4 |
Page 5 |
Page 6 |
Page 7 |
Page 8 |
Page 9 |
Page 10 |
Page 11 |
Page 12 |
Page 13 |
Page 14 |
Page 15 |
Page 16 |
Page 17 |
Page 18 |
Page 19 |
Page 20 |
Page 21 |
Page 22 |
Page 23 |
Page 24 |
Page 25 |
Page 26 |
Page 27 |
Page 28 |
Page 29 |
Page 30 |
Page 31 |
Page 32 |
Page 33 |
Page 34 |
Page 35 |
Page 36 |
Page 37 |
Page 38 |
Page 39 |
Page 40 |
Page 41 |
Page 42 |
Page 43 |
Page 44 |
Page 45 |
Page 46 |
Page 47 |
Page 48 |
Page 49 |
Page 50 |
Page 51 |
Page 52 |
Page 53 |
Page 54 |
Page 55 |
Page 56 |
Page 57 |
Page 58 |
Page 59 |
Page 60 |
Page 61 |
Page 62 |
Page 63 |
Page 64 |
Page 65 |
Page 66 |
Page 67 |
Page 68 |
Page 69 |
Page 70 |
Page 71 |
Page 72 |
Page 73 |
Page 74 |
Page 75 |
Page 76 |
Page 77 |
Page 78 |
Page 79 |
Page 80 |
Page 81 |
Page 82 |
Page 83 |
Page 84 |
Page 85 |
Page 86 |
Page 87 |
Page 88 |
Page 89 |
Page 90 |
Page 91 |
Page 92 |
Page 93 |
Page 94 |
Page 95 |
Page 96 |
Page 97 |
Page 98 |
Page 99 |
Page 100 |
Page 101 |
Page 102 |
Page 103 |
Page 104 |
Page 105 |
Page 106 |
Page 107 |
Page 108 |
Page 109 |
Page 110 |
Page 111 |
Page 112 |
Page 113 |
Page 114 |
Page 115 |
Page 116