Są to łączone podróże. W dużej części prywatne, ale z tych prywatnych często wynikają kontakty służbowe, a później kontrakty. Moim partne- rem jest również artysta - Manfred Thierry Mugler. Towarzyszę w jego podróżach, ale wykorzystuję je też do budowania sieci swoich koneksji w świecie i prezentuję swoje performens.
I wciąż wraca Pan do Trójmiasta. Zaczynał Pan w Teatrze Ekspre- sji Wojciecha Misiuro w Gdańsku, gdzie przez 10 lat był Pan tan- cerzem, a później asystentem reżysera. Od 1995 roku prowadzi Pan własny teatr PATRZ MI NA USTA. Jaki rodzaj teatru jest dziś Panu najbliższy?
W tym momencie najbliższy jest mi performens. Tworzę głównie solowe projekty. Być może jestem trochę leniwy i mało ogarnięty w sferze pisania wniosków i zdobywania grantów. Przyjmuję rzeczywistość taką jaka jest. To co się pojawia na mej drodze staram się wykorzystać do poszerzania horyzontów świadomości.
W 1996 roku przyjechał Pan do Berlina na casting do teatru MOVING M3. Jak to się stało, że Pan tu został?
Ten casting wygrałem. To było uwiarygodnieniem tego, że zrezygnowa- łem z pracy w Teatrze Ekspresji i zdecydowałem się pójść własną drogą. Projekt trwał 3 miesiące, więc mogłem albo wrócić do Polski, albo zostać tutaj. Zdecydowałem, że zostanę. Nie miałem konkretnego miejsca pra- cy. Polska nie była jeszcze członkiem UE, więc to było dość kłopotliwe.
Za to artystycznie dużo się działo. Powstał ruch „polskich nieudacz- ników”, polemizujący z niemieckimi stereotypami o polskich emi- grantach. Również Pan znalazł się w tej grupie. Z ruchu zrodziło się stowarzyszenie, a później Klub Polskich Nieudaczników. Jak wspo- mina Pan klimat tamtych czasów?
To było super miejsce dla mnie. W Klubie Polskich Nieudaczników po- czułem się bardzo u siebie. Kiedy Wojciech Stamm czyli Lopez Mausere wyreżyserował przedstawienie „Babcia Zosia“ zająłem się ruchem sce- nicznym, który w dużej części był podstawą tego przedstawienia. Bardzo miło wspominam ten spektakl, choć były kłopoty z jego wznawianiem, bo nie mieliśmy doświadczenia, ekipy, menadżera. Bardzo miło wspominam ten czas.
W grupie teatralnej „Babcia Zosia“ zaangażowanych było wielu znanych artystów z Polski mieszkających w Berlinie: malarz Roman Lipski, wspomniany Lopez Mausere czy Leszek Oświęcimski. Wa- sze przedstawienia były przewrotne i prowokujące.
W grupie był jeszcze Andrzej Fikus „Filet”. Sztuka miała wiele kontek- stów. To było przedstawienie autorskie Wojtka Stamma. Było odniesienie do jego babci i przemytu kiełbasy w walizkach do Nowego Jorku. Roman Lipski zrobił fajną, prostą i funkcjonalną scenografię. Tworzyła ją ściana i zastawka z oknem. Do tego był skonstruowany bocian, którego musiały obsługiwać dwie osoby. To było nawiązanie do ludycznej sztuki polskiej, można to potraktować jako odniesienie do obiektów Władysława Hasio- ra. Następnym przedstawieniem była moja autorska sztuka „Narodowa Drag Queen“. Premiera odbyła się w ówczesnej siedzibie Klubu Polskich Nieudaczników przy Torstrasse. To był pastisz na sytuację w Polsce. Do- kładnie nie pamiętam, kiedy to powstało, jakoś pod koniec lat 90. Grałem ją po wielekroć. Było wiele prześmiewczych scen z polskiego kościoła, dużo odniesień do literatury i kina. To przedstawienie pojmowane było raczej w sferze groteskowej, zabawnej, aczkolwiek te symbole gdzieś się pojawiały. Roman Lipski zbudował wspaniały ołtarz, który się otwie- rał. Z jednej strony był obraz Matki Boskiej, z drugiej - Jezusa Chry- stusa. W środku było kiczowate serce z wężów świetlnych. W środku znajdowała się siekiera, która później pojawiła się jako symbol rąbania drewna. Narodowa Drag Queen we wspaniałych kostiumach Alicji Grucy po zjedzeniu kiełbasy nabrała siły i zaczęła rąbać drewno. To miało cha- rakter przewrotny.
Dziś bierze Pan udział w różnych działaniach o charakterze per- formensu na całym świecie i też używa Pan symboli narodowych. W Nowym Jorku pomalował się Pan farbą biało -czerwoną. Jaka jest idea Pana przekazu?
Przez lata to mnie nie dotyczyło, nie zajmowałem się tym. Moja kreacja odbywała się poza nurtem związanym z polityką i tym, co stricte można określić jako narodowość. Od kilku lat, przez to, co zaczęło się dziać w kraju, zaczęło mnie to dotyczyć. Zacząłem używać najprostszych sym- boli, czyli kolorów flagi biało-czerwonej. Często też maluję orła na ścianie bądź materiale. Chciałem sparafrazować Kantora. On zrobił przedsta- wienie „Nigdy tu już nie powrócę“ a ja zrobiłem „Zostanę tutaj już na zawsze“. Po wielu, wielu latach zacząłem stosować symbole narodowe. Mam np. zbudowaną masko-głowę z taśmy, w której jest ukryte siano. I powoli wyciągam to siano, zostawiając interpretację widzowi. Nie sta- ram się narzucić logicznego ciągu, tego jak widz powinien interpretować i odbierać moje performens, ale to było dosyć proste i wiadomo, że siano z głowy wychodzi. To jest też trochę związane z polską mentalnością. Tak mi się wydawało. W moich działaniach szukam materiałów, zdarzeń,
|
dziwnych zwrotów akcji, żeby zbudować kompozycję. Nie zastanawiam się nad tym, jaki to będzie miało przekaz. Robię to bardzo uczciwie i traktuję osobiście i ten przekaz pojawia się w momencie interpretacji czyli odbioru. W związku z tym każdy ma inny przekaz. Jeśli pojawiają się symbole, to jest dosyć proste, już jest konkretnie ukierunkowanie, ale tego się staram raczej unikać w moich działaniach.
W Pana spektaklach jest sporo nagości, manifestuje Pan przy tym radość, wolność. Jak odbierana jest nagość w Pana przedstawie- niach w Niemczech, a jak w Polsce, gdzie często jeszcze nie oddzie- la się nagości od seksualności?
Kiedy zaczynałem tworzyć, nagość była dla mnie momentem zwrócenia na siebie uwagi i sprowokowania widza. Ciągnęło się to przez lata, do tej pory słyszę: „O Leon! znowu się pewnie rozbierze“ . Nie wiem, czy odbierać to jako komplement (śmiech). W tej chwili chyba tak. Ale wte- dy dla widzów istotą rzeczy było to, że się rozebrałem, nie to, co dalej robiłem. Teraz nagość nie jest dla mnie taka ważna. Teraz ważne jest ciało i często przykrywam swoje genitalia, bo koncentracja następuje na członku, a nie na tym, co się dzieje. Głównie w Polsce. W Niemczech czy Europie Zachodniej odbiór moich performensów jest dużo bardziej dojrzały. Nagość w teatrze niemieckim od lat nie jest niczym wyjątkowym, używa się nagości jako zwykłego środka wyrazu, jak kostiumu. W Polsce nagość zawsze była czymś ekscytującym i erotycznym dla widza. Jeśli człowiek jest nagi to ma to konotacje z seksualnością. Tutaj nagość ma wiele wymiarów: manifestację wolności, bycie albo niebycie.
Co potrzebne jest artyście, by odnalazł harmonię w twórczości i ży- ciu?
Nie wiem, trudne pytanie. Artysta nie różni się od człowieka nie-artysty. Chodzi o to samo, czyli odnalezienie swojej drogi w życiu. Czyli bycia pewnym z wiekiem, że jest się na tej właściwej drodze. To prowadzi nas do przodu. Z wiekiem nie ma tego miotania się, czy jest ok, czy nie jest ok.
Pan już odnalazł harmonię? Tak, zdecydowanie, która się wymyka spod kontroli. Czasami…(śmiech).
Krzysztof Leon Dziemaszkiewicz / foto: Monika Sędzierska
Radio COSMO po polsku o godz. 18.00 livestream w internecie i na smartfonach w aplikacji WDR o godz. 22.00 na antenie radia COSMO
w Berlinie na fali 96,3 MHz w Nadrenii Północnej - Westfalii - 103, 3 MHz, w Bremie i Dolnej Saksonii – 95,6 i 98,9 MHz.
tel. 030 - 97 993 - 35 610
www.cosmoradio.de polnisch@rbb-online.de
Gramy, informujemy i słuchamy Państwa głosów. Audycje prowadzą: Monika Sędzierska, Adam Gusowski, Tomasz Kycia i Maciej Wiśniewski.
KONTAKTY | 25 KONTAKTY
Page 1 |
Page 2 |
Page 3 |
Page 4 |
Page 5 |
Page 6 |
Page 7 |
Page 8 |
Page 9 |
Page 10 |
Page 11 |
Page 12 |
Page 13 |
Page 14 |
Page 15 |
Page 16 |
Page 17 |
Page 18 |
Page 19 |
Page 20 |
Page 21 |
Page 22 |
Page 23 |
Page 24 |
Page 25 |
Page 26 |
Page 27 |
Page 28 |
Page 29 |
Page 30 |
Page 31 |
Page 32 |
Page 33 |
Page 34 |
Page 35 |
Page 36 |
Page 37 |
Page 38 |
Page 39 |
Page 40 |
Page 41 |
Page 42 |
Page 43 |
Page 44