search.noResults

search.searching

dataCollection.invalidEmail
note.createNoteMessage

search.noResults

search.searching

orderForm.title

orderForm.productCode
orderForm.description
orderForm.quantity
orderForm.itemPrice
orderForm.price
orderForm.totalPrice
orderForm.deliveryDetails.billingAddress
orderForm.deliveryDetails.deliveryAddress
orderForm.noItems
Ale ja pytałem konkretnie, czy rząd Prawa i Sprawiedliwości wciąż jest zainteresowany statusem mniejszości Polaków w Niemczech, czy też innym rozwiązaniem tego problemu?


Chciałbym, żeby można było powiedzieć, że zarówno Niemcy w Polsce jak i Polacy w Niemczech cieszą się podobnymi jeśli nie takimi samymi prawami i obowiązkami.


Proszę na koniec powiedzieć, skąd u Pana osobiste zainteresowa- nie Niemcami?


Trochę już tu o tym mówiliśmy, że Wielkopolska leży blisko granicy. Wspomnienia niemieckie w Wielkopolskie nie są wyłącznie negatywne i sięgają dalej, niż tylko do II wojny światowej. Babcia opowiadała mi, że dziadek do końca życia liczył po niemiecku, bo tak się w szkole nauczył, ktoś inny opowiadał o najpiękniejszym doświadczeniu w życiu jakim były śpiewy chłopięcego chóru w Kolonii sprzed I wojny światowej, mój dzia- dek urodził się w Berlinie, pradziadek pracował przed I wojną świato- wą w Berlinie. Ja sam studiowałem w Niemczech, mam tam znajomych i przyjaciół, znam Bawarię i Nadrenię, sporo czasu spędziłem w Berlinie. Czytałem wiele literatury prawnej, konstytucyjnej.


Mało kto wie, że zdobył Pan tzw. Koronę Ziemi, czyli najwyższe szczyty wszystkich kontynentów. Więc również Mount Everest. Po- maga to Panu w polityce?


Także w Himalajach spotykałem niemieckich wspinaczy, mam stamtąd dobre ale i trudne wspomnienia, bo podczas mojej wspinaczki na Mo- unt Everest zginął Ralf Arnold. A co dały mi góry? Góry uczą dystansu, uczą charakteru. Przygoda z Koroną Ziemi była jedną z ważniejszych, która mi się w życiu przydarzyła. Temat górski pojawia się też często w spotkaniach politycznych, bo nie zawsze można tylko rozmawiać o rzeczach poważnych.


Na co dzień jestem Tomasz


Maciej Wiśniewski rozmawia z Tomaszem – właścicielem baru „Incogni- to” w Berlinie, w którym występuje jako drag queen Tina De Vinta


Kiedy przyjechałeś do Berlina?


W 2000 r. Pochodzę ze Szczecina i zawsze byłem gejem. Wtedy w Pol- sce bycie gejem oznaczało szykany. Kiedy ktoś ujawnił się w szkole, wyśmiewano go i wyzywano od pedałów. Nie widziałem dla siebie przy- szłości w Szczecinie. Kiedy po raz pierwszy odwiedziłem Berlin odkryłem inny świat. I postanowiłem się tu przeprowadzić.


Nie mając żadnych znajomych, nie znając języka ...


No tak, początki były trudne. Ale dość szybko poznałem mojego pierw- szego partnera, z którym w 2001 r. wzięlismy ślub. Jeśli chodzi o pra- cę, rzeczywiście brałem, co się trafiło. Przez dwa i pół roku sprzątałem gejowski lokal. A potem pojawiła się szansa, aby samemu przejąć bar. Wzięliśmy go z moim partnerem i prowadziliśmy go 5 lat. To się skończy- ło, kiedy skończył się nasz związek.


Nie wytrzymał próby czasu?


Nie. Mój partner stał się alkoholikiem i narkomanem. Był dwa razy na odwyku, ale potem znów zaczynał pić. Nie wytrzymałem i w grudniu 2009 r. złożyłem pozew o rozwód. W tym czasie poznałem mojego obecnego partnera – Uwego, a poza tym pojawiła się szansa przejęcia kolejnego lokalu. I tak powstało „Incognito”.


Dla Twojej rodziny w Polsce Twoja orientacja seksualna musiała być szokiem.


Oczywiście. Przecież niektórzy ludzie w Polsce do tej pory myślą, że ho- moseksualizm to choroba. Dla rodziny to rzeczywiście był szok. Najlepiej rozumiała mnie moja babcia, która powiedziała mamie: „Jeśli naprawdę kochasz swojego syna, kochaj go takim, jaki jest”. Babcia, która urodziła się w czasie drugiej wojny światowej, była bardziej tolerancyjna niż po- czątkowo moja mama i siostra. Ale z biegiem czasu one też zaakcepto- wały to, kim jestem i jak chcę żyć. Przyjeżdżają na moje show, dobrze się bawią, a moje najlepsze przyjaciółki to córki siostry. Mają po kilkanaście lat, uwielbiają przymierzać moje kolczyki, kolie, biżuterię, której używam do występów.


Występów, które dajesz jako Tina de Vinta. Kim własciwie jest Tina de Vinta?


Jest to osoba, która uwielbia się bawić. Lubi pióra i błyskotki. Nosi ekstre- malny makijaż i eleganckie sukienki. Raz jest Tiną Turner, innym razem Madonną, a jeszcze innym - gwiazdą niemieckich szlagierów Andreą Berg. Repertuar jest różny, ale zawsze szybki i rytmiczny. Swój pseudo- nim de Vinta zaczerpnąłem od słowa Wind – wiatr.


Tine de Vinta / foto: Tine de Vinta


Dlaczego zdecydowałeś się występować jako drag queen? Przecież nie jesteś transwestytą.


To są dla mnie dwa różne światy. Na co dzień jestem Tomasz, jestem mężczyzną, ale gejem, więc żyję z mężczyną. Nigdy nie utożsamiałem się z kobietą. Natomiast lubię na scenie przebierać się za kobietę. Ale to jest tylko show, moja praca, a nie osobowość. Znam facetów, którzy mają żony, dzieci i też wystepują jako drag queens.


Ale masz tipsy, długie kolorowe paznokcie ...


To dlatego, że obecnie mam największą ilość występów, a za każdym razem ściągać i robić nowe – to kosztuje. Ale nikogo to nie razi ani nie szokuje. Przynajmniej w Berlinie. Kiedy jadę do Polski, słyszę wyzwi- ska: pedał, idiota. Kiedyś w supermarkecie w Szczecinie kasjerka wi- dząc moje paznokcie wybuchnęła wrzaskiem. Byłem przygotowany na jakiś niepochlebny komentarz, ale ona powiedziała, że tak pięknych pa- znokci jeszcze nie widziała. Pytała, do której kosmetyczki chodzę. To był duży komplement.


A często spotykasz się z negatywnymi reakcjami?


W Polsce tak, w Niemczech nie. Chyba, że spotykam w berlińskim me- trze Polaków. Często odwracają głowy, komentują mój wygląd, najczę- ściej po polsku, bo myślą, że jestem Niemcem. Ale u siebie na dzielnicy nie zdarzyły mi się żadne nieprzyjemne uwagi, a tak jak wszyscy chodzę do sklepów, klubów czy restauracji, również tych dla heteryków.


Powiedziałeś, że Twoja mama i siostra widziały Twoje występy.


Moja mama po raz pierwszy odwiedziła mnie w Berlinie dopiero dwa lata po moim wyjeździe. Była w szoku, bo spodziewała się, że jak dwóch facetów mieszka razem, to zastanie w mieszkaniu Bóg wie co, a było normalnie. Tak jak u niej w domu. Ale kiedy pokazywałem mamie mój lokal, to najpierw dwa razy ściągnąłem moje zdjęcia jako Tiny de Vinty. Za trzecim razem zostawiłem je na ścianach. Mama rozpoznała mnie od razu. Powiedziałem jej, że pracuję jako drag queen. Nie rozumiała. Tłu- maczyłem: kiedy idziesz do pracy w kuchni, zakładasz biały fartuch. Ja zakładam sukienkę, kolię i maluję się. To jest moja praca, ludzie to lubią i za to mi płacą. Kiedy show się kończy, ściągam strój, zmywam makijaż i kończy sie moja rola.


Jesteś szczęśliwym człowiekiem?


Bardzo. Mam kochającego partnera. Z Uwe – moim drugim mężem - wzięliśmy ślub w grudniu 2016 r. po siedmiu latach bycia razem. A poza tym zawsze chciałem robić coś, co ludziom daje rozrywkę i ich bawi. Więc robię w życiu to, co było moim marzeniem.


Babcia Zosia a symbole narodowe


Monika Sędzierska rozmawia z Krzysztofem Leonem Dziemaszkie- wiczem, tancerzem, choreografem, performerem, autorem kostiumów, obrazów i obiektów.


W skrócie „Leon“?


Tak. W paszporcie Krzysztof Andrzej Dziemaszkiewicz. Używam tego tyl- ko w oficjalnych dokumentach i umowach czy kontaktach, ale dołożyłem sobie „Leon” i teraz jestem Krzysztof Leon Dziemaszkiewicz


Trudno było się z Panem umówić. Wstrzeliłam się w kalendarz po- między Montrealem, Nowym Jorkiem i Gdańskiem. Podróżuje Pan zawodowo czy prywatnie?


KONTAKTY | 24 KONTAKTY |


Page 1  |  Page 2  |  Page 3  |  Page 4  |  Page 5  |  Page 6  |  Page 7  |  Page 8  |  Page 9  |  Page 10  |  Page 11  |  Page 12  |  Page 13  |  Page 14  |  Page 15  |  Page 16  |  Page 17  |  Page 18  |  Page 19  |  Page 20  |  Page 21  |  Page 22  |  Page 23  |  Page 24  |  Page 25  |  Page 26  |  Page 27  |  Page 28  |  Page 29  |  Page 30  |  Page 31  |  Page 32  |  Page 33  |  Page 34  |  Page 35  |  Page 36  |  Page 37  |  Page 38  |  Page 39  |  Page 40  |  Page 41  |  Page 42  |  Page 43  |  Page 44