search.noResults

search.searching

dataCollection.invalidEmail
note.createNoteMessage

search.noResults

search.searching

orderForm.title

orderForm.productCode
orderForm.description
orderForm.quantity
orderForm.itemPrice
orderForm.price
orderForm.totalPrice
orderForm.deliveryDetails.billingAddress
orderForm.deliveryDetails.deliveryAddress
orderForm.noItems
Katulki Cafe – kto nie spróbował, ten nic nie wie o życiu


Niewielka polsko-włoska kawiarnia na pograniczu Kreuz- bergu i Neukölln doskonale odzwierciedla tę część Berlina – nietypowe połączenie dwóch temperamen- tów, kultur i smaków, skutkujące zupełnie nowym do- świadczeniem. Kto jeszcze nie był – niech odwiedzi, bo warto. Nie tylko dla doskonałej atmosfery, ale także domowej szarlotki i pierogów.


Anna Burek: Jak znalazłaś się w Berlinie i skąd wziął się pomysł na za- łożenie kawiarni?


Justyna Gierlach, właścicielka Cafe Katulki: Do Berlina przyjechałam na kilka miesięcy i nie planowałam tutaj zostać na dłużej, a na pewno przez myśl mi nawet nie przeszło, że właśnie tutaj zostanę właścicielką kawiarni. Od zawsze lubiłam pichcić – w mojej rodzinie tradycją było ce- lebrowanie wspólnych chwil przy kawałku dobrego ciasta, a ja od zawsze miałam do tego smykałkę. Pieczenie sprawiało mi przyjemność, piekłam sporo i chyba dobrze, bo dziś moje ciasta stały się znakiem rozpoznaw- czym Cafe Katulki.


Anna Burek: Jak wyglądało zakładanie własnej kawiarni?


Justyna Gierlach: Och, kiedy teraz o tym myślę, to nie wiem, skąd była we mnie wiara, że to się uda, bo tak naprawdę nie miałam pojęcia o tym, jak buduje się takie miejsce, a co więcej – jak się je prowadzi. Zaczęło się od tego, że piekłam ciasta do kilku miejsc w Berlinie. W ten sposób zdobyłam swoją klientelę. Później, w trakcie pracy dorywczej, poznałam przyjaciółkę, Włoszkę, która namówiła mnie na otwarcie polsko-włoskiego miejsca. W tym samym czasie znajomi podszepnęli mi, że przy ulicy Frie- delstr. zwalnia się lokal po salonie fryzjerskim i zanim się obejrzałam, wraz z przyjaciółką miałyśmy gotowy projekt lokalu, biznesplan, a niedługo po- tem – klucze do naszej wspólnej kawiarni, a wraz z nimi: zaprzyjaźnionego stolarza, projekt lady bufetowej i pomysł na menu. Właściwie wszystko potoczyło się błyskawicznie, choć okupione było ogromem pracy – samo wykonanie przestrzeni bufetowej trwało trzy miesiące i wiązało się z sa- modzielnym szlifowaniem, polerowaniem i malowaniem drewnianej lady i wszystkich jej elementów. Konsekwencja i upór pozwoliły nam jednak uzyskać efekt, na jakim nam zależało.


Anna Burek: Od początku wiedziałyście, jak ma wyglądać to miej- sce?


Justyna Gierlach: Nie, absolutnie nie. To znaczy – oczywiście, pisząc projekt, musiałyśmy wziąć pod uwagę każdy najmniejszy szczegół: po- prowadzenie wody, elektryki, ustawienie stołów i rozplanowanie pomiesz- czeń, ale wiele razy byłyśmy zaskakiwane. Początkowo planowałyśmy otworzyć miejsce z kawą i ciastami – typową kawiarnię. Kiedy jednak po raz pierwszy weszłyśmy do lokalu, jego właściciel pokazał nam piękną kuchnię ukrywającą się za zamkniętym zakładem fryzjerskim i zapropo- nował wynajem obu przestrzeni. Nie mogłyśmy odmówić i w ten sposób nasza oferta powiększyła się o usługi typowo gastronomiczne, jak śniada- nia, brunche, obiady i przekąski. Myślę, że otwartość na zmiany pozwoliła


nam wykorzystać potencjał tego miejsca i stworzenie z niego czegoś wy- jątkowego.


Anna Burek: Klimat tego miejsca jest niepowtarzalny. Jak Ty sama byś go opisała?


Justyna Gierlach: Myślę, że uważne oko gościa dostrzeże w Cafe Katulki elementy polskie i włoskie, jednak nie chciałyśmy przytłaczać swoich gości regionalnością, więc są one bardzo subtelne. Wpływy tych dwóch kultur widoczne są nie tylko w wystroju wnętrza i atmosferze, ale także w menu. Przez ostatnie lata przez naszą kartę przewinęły się i gnocchi, i gołąbki, jednak największą popularnością cieszą się nasze domowe pierogi i cia- sta. Sama nazwa też wiele mówi o tym, jak w Cafe Katulki przenikają się dwie kultury: nazwa pochodzi z polskiego wiersza Tomasza Różyckiego, ale wyszperała ją moja koleżanka – Włoszka.


Anna Burek: Co oznacza słowo „katulki”?


Justyna Gierlach: Katulki to opisane przez poetę resztki ciasta i farszu pozostające przy lepieniu pierogów. To te takie maleńkie odpadki, które smakują niepowtarzalnie dzięki rękom babci, która je zbiera i karmi nimi najbliższych. U nas jest podobnie – wierzymy, że to dzięki miłości, którą wkładamy w prowadzenie tego miejsca, staje się ono niepowtarzalne. Co ciekawe, Polacy rzadko kojarzą samo słowo i są też niewielką częścią klienteli. Odwiedzają nas chętnie Francuzi, Włosi, Niemcy i całe rzesze turystów – wszyscy doceniają polską kuchnię i co ważne, wracają do nas. Zależy nam na tym, by mieć stałych klientów – takich, którzy czują się tutaj jak u siebie w domu, wracają na ulubione pierogi czy naleśniki. Polacy nie pojawiają się tu zbyt często, ale kiedy już wpadają, bardzo pozytywnie reagują na polskie nazwy ciast: szarlotka, makowiec, tort.


Anna Burek: Czy odkąd prowadzisz kawiarnię z polskim akcentem inaczej patrzysz na Polskę?


Justyna Gierlach: Oj, tak. Mimo, że nie reklamuję Cafe Katulki jako kawiarni stricte polskiej, to jednak odkąd jestem jej jedyną właścicielką, coraz częściej czuję dumę z naszej kultury i tradycji. Kiedy jeszcze ze wspólniczką zakładałyśmy to miejsce, to ona, Włoszka, częściej dostrze- gała magię w tym, co polskie. Dzięki temu nasz lokal stopniowo wypełniał się takimi elementami jak koronkowe obruski, stare polskie stoły czy prze- piękna ceramika bolesławiecka. Odkąd prowadzę kawiarnię sama, coraz częściej łapię się na tym, że polska kultura i historia stały się dla mnie jeszcze większą wartością. Jestem dumna z naszego dorobku, z naszych tradycji i smaków i niezmiennie cieszę się, kiedy moi klienci doceniają to, co polskie.


Anna Burek: Ile osób stoi za sukcesem tego miejsca i jak myślisz, na czym on polega?


Justyna Gierlach: W tworzenie Cafe Katulki zaangażowanych było wie- le osób, ale myślę, że to połączenie włosko-polskie nadało mu charakter i właśnie jemu zawdzięczamy fakt, że miejsce na stałe zagościło na ma- pie Berlina. To mieszanka dość niebanalna, która przyciąga mieszkańców miasta. Oczywiście ogromne znaczenie ma także jakość naszych pro- duktów – od chleba i drożdżówek, które podajemy ze śniadaniem, przez ciasta, które wypiekamy na miejscu, aż po ręcznie lepione pierogi i świe- że zupy, które schodzą jak ciepłe bułeczki. Wszystko powstaje w naszej kuchni. Obecnie w kuchni pracuję sama, więc roboty jest po pachy – po- magają mi współpracownicy – dobra załoga to podstawa sukcesu, jednak w polskiej kuchni zapał i chęci niestety nie wystarczają – trzeba wiedzieć, jak zawinąć gołąbki, zasmażyć buraczki czy ulepić pierogi.


Anna Burek: Cafe Katulki to piękna przestrzeń – nie korciło Cię, by wykorzystać ją na coś więcej niż kawiarnię?


Justyna Gierlach: Rzeczywiście, od dawna chodzi za mną pomysł, by wieczorami, już po zamknięciu lokalu, organizować tutaj spotkania tema- tyczne, warsztaty i wieczorki kulturalne. Marzą mi się spotkania literac- kie, koła zainteresowań, zajęcia kulinarne – to wszystko jednak wymaga czasu, którego nierzadko mi zwyczajnie brak. Na ten moment mogę się pochwalić cyklicznymi już koncertami, które staram się organizować przy- najmniej raz na miesiąc. Katulki przeistacza się wtedy w zupełnie inną przestrzeń – na jednym z podestów aranżowana jest scena, krzesła usta- wiamy jak w teatrze i wsłuchujemy się w dźwięki muzyki. Planuję także zorganizowanie warsztatów z lepienia pierogów. Pomysłów mam wiele, jednak realizuję je ostrożnie, pamiętając o priorytetach.


Anna Burek: Gdzie można dowiadywać się o Twoich przedsięwzię- ciach?


Justyna Gierlach: Na ten moment informujemy o wszystkim na naszym profilu na Facebooku – tam zamieszczamy ogłoszenia o koncertach i innych przedsięwzięciach. W planach jest strona internetowa, zmiana menu, kolejne cykliczne zajęcia wieczorne, jednak to wszystko wymaga czasu. Prowadzenie kawiarni to piękna przygoda, ale i ogromna praca, która nie kończy się wraz z zamknięciem za sobą drzwi lokalu. Pracuję właściwie non stop – jak nie lepię pierogów, to piekę ciasta, jak nie pichcę, to planuję, co by tu jeszcze zmienić, ulepszyć, poprawić. Jednak to praca, która jest bardzo wdzięczna. Kocham to, co robię i nie zamieniłabym tego na nic innego.


Anna Burek KONTAKTY | 21 KONTAKTY |


Page 1  |  Page 2  |  Page 3  |  Page 4  |  Page 5  |  Page 6  |  Page 7  |  Page 8  |  Page 9  |  Page 10  |  Page 11  |  Page 12  |  Page 13  |  Page 14  |  Page 15  |  Page 16  |  Page 17  |  Page 18  |  Page 19  |  Page 20  |  Page 21  |  Page 22  |  Page 23  |  Page 24  |  Page 25  |  Page 26  |  Page 27  |  Page 28  |  Page 29  |  Page 30  |  Page 31  |  Page 32  |  Page 33  |  Page 34  |  Page 35  |  Page 36  |  Page 37  |  Page 38  |  Page 39  |  Page 40  |  Page 41  |  Page 42  |  Page 43  |  Page 44