Radio COSMO po polsku od poniedziałku do piątku o 18.00 live stream w internecie i na smartfonach o 22.00 na antenie radia COSMO
w Berlinie na fali 96,3 MHz w Nadrenii Północnej - Westfalii - 103, 3 MHz, w Bremie i Dolnej Saksonii - 96,7 MHz.
tel. 030 - 97 993 - 35 610
www.cosmoradio.de polnisch@rbb-online.de
Polscy uchodźcy w Niemczech
Byli wśród nich dawni więźniowie obozów koncentracyjnych, po- wstańcy warszawscy, dawni żołnierze Wojska Polskiego wzięci do niewoli w 1939 roku, dzieci poddane przymusowej germanizacji – losy polskich uchodźców wojennych w Niemczech bada historyk i dokumentalista, Łukasz Wolak. Pomaga mu w tym blog historycz- ny. Z historykiem rozmawia Monika Sędzierska.
Wydarzenia ostatnich lat sprawiają, że temat uchodźstwa ko- jarzy się przede wszystkim z dotykającym Europę „kryzysem migracyjnym”, ale problematyka uchodźstwa nie jest w historii kultury niczym nowym. I dotyczy także Polaków, którzy znaleźli się w Niemczech w wyniku wybuchu drugiej wojny światowej.
Kiedy zbierałem materiały do pracy doktorskiej i zajmowałem się centralną organizacją, Zjednoczeniem Polskich Uchodźców w Niemczech w latach 1951-93 doszedłem do wniosku, że ten te- mat jest mało znany. „Białe plamy” dotyczą przede wszystkim dzia- łaczy tego środowiska, którzy są szerzej nieznani. Poprzez blog chciałem spopularyzować wiedzę o nim i o losach jego działaczy na terenie powojennych Niemiec. Uchodźcy to nie jest zjawisko nowe, było za każdym razem związane z wojnami lub konfliktami, również o charakterze regionalnym. Uchodźcy na terenie Niemiec znaleźli się w wyniku II wojny światowej. Po zakończeniu wojny wielu zde- cydowało się pozostać na terenie Niemiec. Najpierw w strefach oku- pacyjnych, później w Republice Federalnej Niemiec.
Historia mało znana, w takim razie, kim byli polscy uchodźcy w Niemczech?
Można powiedzieć, że historia polskich uchodźców zaczęła się wraz z historię polskich dipisów, bo te osoby były bezpośrednio związane ze środowiskiem dipisowskim. Decydując o pozostaniu na terenie zachodnich stref okupacyjnych, znaleźli się automatycznie w kręgu tak zwanych displaced persons, potocznie zwanych dipisami, tam też wielu członków późniejszej organizacji aktywizowała się, zakła- dali organizacje społeczne i kombatanckie. Z chwilą powstania Re- publiki Federalnej Niemiec działalność dipisowska kończyła się, bo organizacje opiekuńcze – wcześniej UNRRA, a później IRO – koń- czyły swoją działalność. Republika Federalna Niemiec przejmowała opiekę nad uchodźcami, a było to też związane z likwidacją obozów dla dipisów. Ostatecznie zlikwidowano te obozy w początku lat 50. W 1951 roku RFN przyjęła Konwencję Genewską o uchodźcach, która regulowała status uchodźcy i pozwalała między innymi na two-
rzenie organizacji uchodźców. Zjednoczenie Polskich Uchodźców w Niemczech nie było jedyną organizacją etniczną, która powstała w tamtym czasie na terenie Republiki Federalnej Niemiec. Takie re- prezentacje mieli również Jugosłowianie, Ukraińcy, Bułgarzy i Cze- si. Polskie środowisko było bardzo różnorodne, w większości byli to więźniowie obozów koncentracyjnych, ale też polscy żołnierze aresztowani podczas wojny obronnej w 1939 roku, powstańcy war- szawscy, jak i dzieci poddane przymusowej germanizacji w czasie okupacji i cały szereg grup i osób, które znalazły się w wyniku wojny na terenie Niemiec, a po jej zakończeniu nie zdecydowały się na powrót do komunistycznej Polski.
Historia Zjednoczenia Polskich Uchodźców w Niemczech jest mało znana. Jak Pan dochodzi do informacji o ZPU i jego dzia- łaczach?
Praca historyka uległa ostatnio zmianie. Jesteśmy bogatsi o nowe narzędzia, ale też nowe możliwości komunikacji. Również mój blog pomaga w zbieraniu danych. Oczywiście nie zaniedbujemy trady- cyjnego warsztatu, czyli poszukiwania w archiwach, bibliotekach, zbiorach. Kolejnym elementem tych poszukiwań jest kontakt z ro- dzinami, ale ten często nie jest łatwy. Niestety, to środowisko prze- minęło, wielu działaczy, którzy rozwinęli swoją aktywność z chwi- lą powstania organizacji, już odeszło. Ale mamy też do czynienia z działaczami, którzy wstępowali do organizacji dopiero w latach 70., a także później, po tak zwanej „solidarnościowej” fali emigra- cyjnej. Z tymi działaczami udaje mi się częściowo nawiązać kontakt i z nimi rozmawiać, choć część z nich wstępowała do organizacji, gdy ta chyliła się już ku upadkowi. Ostatecznie upadła w 1993 roku. Kolejny element zbierania informacji to apele w prasie krajowej i emigracyjnej, które przynoszą różne rezultaty. Ale ostatnio mieli- śmy z nimi bardzo dobre doświadczenia.
Jest to bardzo szeroki temat. Zainteresowanych zapraszam na blog pana Łukasza Wolaka, na stronę uchodzcywniemczech. pl. Tam znajdą Państwo wiele interesujących i zaskakujących faktów na temat polskich uchodźców w Niemczech.
Wiolonczela – miłość od drugiego wejrzenia
Na wiolonczeli gra od 20 lat, jest laureatką konkursów muzyki kla- sycznej i folkowej oraz stypendystką międzynarodowych progra- mów stypendialnych. Dzisiaj Julia Biłat mieszka w Berlinie, gdzie w duecie BiWald wydała debiutancki album „First Meeting”. To in- tymna historia pewnego spotkania – opowiada artystka w rozmowie z Moniką Sędzierską.
Dlaczego akurat wiolonczela i to w wieku siedmiu lat?
To wybór rodziców. Muszę przyznać, że dla mnie wiolonczela była miłością od drugiego wejrzenia. Ale miłością, która trwa do dziś. Gram już 20 lat na tym instrumencie. Uwielbiam moją wiolonczelę. Dużo czasu z nią spędzam. Najważniejsza jest systematyczność. Oczywiście dzieci grają mniej, wystarczy nawet 15 minut dziennie, później w liceum i z początkami konkursów ćwiczenie jest już bar- dzo intensywne, nawet do sześciu godzin dziennie.
Jesteś laureatką wielu konkursów muzyki klasycznej i folkowej oraz stypendystką międzynarodowych programów stypendial- nych. Kiedy muzyka stała się twoim sposobem na życie?
Długo szukałam swojej właściwej drogi. Ale życie z muzyki zaczęło się od moich folkowych projektów. Brałam udział w festiwalu „Nowa tradycja” w Warszawie, potem „Mikołajki folkowe”, później było gra- nie z zespołem w Lublinie. I tak od okazji do okazji, od projektu do projektu rozwijam się w tym kierunku. Od spotkania z pianistą Da- nielem Schwarzwaldem i wspólnego grania wiedziałam, że to jest moja pasja. Tym bardziej, że zawsze interesowała mnie improwiza- cja i żywe traktowanie muzyki, a nie tylko odgrywanie jej z nut. Choć uwielbiam muzykę klasyczną i chętnie ją gram.
Mieszkasz w Berlinie od 2013 roku. Skąd wybór akurat tego miasta na twoją nową bazę?
Po pobycie w Kanadzie zdecydowałam się na studia w Polsce u profesora Andrzeja Bauera. Ukończyłam studia licencjackie i po- stanowiłam wyjechać do Izraela. Przyjazd do Berlina był decyzją bardzo spontaniczną, niezwiązaną z pracą. Ale strasznie polubiłam to miasto. Berlin żyje i tętni muzyką. Tutaj można spotkać ludzi z ca- łego świata. To jest bardzo inspirujące i ciekawe.
Z pianistą Danielem Schwarzwaldem założyłaś duet BiWald. Właśnie ukazał się wasz debiut “First Meeting”.
Polscy uchodźcy. Londyn
To jest bardzo intymna płyta. Opowiada historię naszego spotka- nia. Opowiada o tym, jak powstają relacje, jak powstaje muzyka. To
KONTAKTY | 20 KONTAKTY |
Page 1 |
Page 2 |
Page 3 |
Page 4 |
Page 5 |
Page 6 |
Page 7 |
Page 8 |
Page 9 |
Page 10 |
Page 11 |
Page 12 |
Page 13 |
Page 14 |
Page 15 |
Page 16 |
Page 17 |
Page 18 |
Page 19 |
Page 20 |
Page 21 |
Page 22 |
Page 23 |
Page 24 |
Page 25 |
Page 26 |
Page 27 |
Page 28 |
Page 29 |
Page 30 |
Page 31 |
Page 32 |
Page 33 |
Page 34 |
Page 35 |
Page 36 |
Page 37 |
Page 38 |
Page 39 |
Page 40