search.noResults

search.searching

dataCollection.invalidEmail
note.createNoteMessage

search.noResults

search.searching

orderForm.title

orderForm.productCode
orderForm.description
orderForm.quantity
orderForm.itemPrice
orderForm.price
orderForm.totalPrice
orderForm.deliveryDetails.billingAddress
orderForm.deliveryDetails.deliveryAddress
orderForm.noItems
PROSTO Z UKOSA Głowa boli, mózg puchnie


Jest szary po wierzchu jak ona i jak ona po- marszczony na sto tysięcy jeden bruzd, z któ- rych każda jest wynikiem nieustannego nie- zadowolenia ze wszystkiego. Zaś od środka, jak ona jest naładowana żółtym proszkiem gotowym, by w każdej chwili wybuchnąć i uba- brać wszystko dookoła, tak on, pełen jest żółci grożącej otoczeniu katastrofą o sile tsunami. Przy okazji; „żółć” jest najbardziej polskim, ze wszystkich polskich słów, bowiem składa się wyłącznie z liter z polskimi znakami diakrytycz- nymi. Nie ma drugiego takiego słowa i w tym przypadku bynajmniej nie chodzi mi tylko o ko- lor. Czy zastanawialiście się, Droga Czytelnicz- ko/Drogi Czytelniku, dlaczego tak wiele w nas żółci??? Dlaczego tacy jesteśmy??? Wszak małe dziecko, niemowlę, jeśli tylko jest zdrowe i najedzone, bawi się przez cały czas. Wszystko je śmieszy. Człek dorosły, nawet gdy mu nic nie dolega i nie jest głodny, to i tak jest niezadowo- lony. Ponury. A może to dorosłość jest chorobą unicestwiającą dobre samopoczucie? Co spra- wia, że zatracamy swoją dziecięcą skłonność do śmiechu? I jakie są powody odzyskiwania jej od czasu do czasu, co pozwala nam choć przez moment bawić się jak dzieci? Odpowiedź na oba te pytania brzmi tak samo: przyczyną jest nasz mózg! Jak twierdził Tadeusz Boy-Żeleński, geniusz obdarzony talentami Apollina i praco- witością Heraklesa; lekarz, tłumacz, krytyk, wy- dawca, liryczny poeta, zjadliwy satyryk, czujny felietonista, wnikliwy krytyk teatralny, wybitny znawca kultury francuskiej, bezkompromiso- wy strażnik zdrowego rozsądku i racjonalizmu, społecznik – i tak mógłbym wyliczać bez końca jego liczne walory. Otóż ten wspaniały człowiek i intelektualista o niewyczerpanym poczuciu hu- moru, w eseju zatytułowanym „Śmiech” stwier- dził, że: ”Mózg jest naszym tyranem, patologicz- ną naroślą na organizmie naszego animalnego życia, nieustannie czynnym gruczołem, który sączy nam przeważnie smutek. Dopóki u dziec- ka panuje idealne równouprawnienie pomiędzy głową a jej anatomicznym przeciwieństwem, dopóty udziałem dziecka jest doskonałe szczę- ście. Niestety, mija to zbyt prędko i zaczyna się smutne samodzierżawie mózgu.” Dla dziecka te antypody jego ciała nie są źródłem żadnych kłopotliwych dylematów. Dla dorosłego tak. Aczkolwiek i dorosłym aż nadto często zdaża się o indywidualnej specyfice owych antypodów ciała zapominać i mylić ich funkcje, traktując je wymiennie. Niejedna „tęga głowa” okazywała się być swoim przeciwieństwem i nieraz okazy- wało się, że to nie głowa, lecz jej przeciwień- stwo jest źródłem myśli i czynów. Jednakowoż owe zamiany funkcji anatomicznych detali, stwarzające jedynie pozory równouprawnie- nia utraconego w dzieciństwie, pojawiają się w sposób niekontrolowany i niezamierzony. I tu musimy koniecznie powrócić do cytowanego eseju Tadeusza Boy’a Żeleńskiego. Zakończy- liśmy na tym, że po okresie dzieciństwa, mózg bierze nas w samodzierżawie w którym królu- je smutek.”Stan ten byłby nie do wytrzymania i skończyłby się zapewne masowem samouni- cestwieniem świata.” – stwierdził autor w dal- szym ciągu, ale wlał w nas otuchę konstatacją: „Otóż mózg, ponieważ jest bardzo inteligentny, uznał, że trzeba dać nam trochę wytchnienia i sam wymyślił sposób, za pomocą którego mo- żemy zakpić sobie z niego i zapomnieć na chwi- lę o jego istnieniu. Tym sposobem jest humor, najwyższy produkt mózgu.” No, może nie każ- dego mózgu – dodam od siebie. Ale wyjątkami nie będę się zajmował, bo i tak już zbyt wiele poświęciłem im uwagi wcześniej. Zatem nasz mózg z jednej strony odbiera nam przyrodzo- ną wesołość i radość życia, które tracimy wraz z dorośleniem i tzw. mądrzeniem, lecz z drugiej strony pozwala nam na chwile zabawy, czasem nawet szalonej, chroniące nas, czyli także jego – tzn. nasz mózg – przed zagładą w ponurym


i co z tym zrobić? Czy kiedykolwiek zastanawiali się Państwo nad tym, dlaczego człowiek staje się ponurakiem? Dlaczego zaczyna przypominać przejrzałą purchawkę?


szaleństwie. Już z tej konstatacji wyłania się obraz śmiechu, jako niezwykle poważnego za- gadnienia życiowego i naukowego. Nic dziwne- go, że jego skomplikowaną naturą zajmowały się najtęższe umysły wszystkich epok, a wyni- ki ich dociekań znalazły finał w najpoważniej- szych dziełach z zakresu różnych dyscyplin naukowych, od medycyny poczynając, a na filozofii kończąc. Tadeusz Boy Żeleński w przy- wiedzionym tu przeze mnie eseju skwitował te naukowe poczynania następującymi słowy: […] Radosne zdumienie molierowskiego pana Jo- urdain, gdy się dowiaduje, że od 40 lat mówił prozą, niczem jest wobec zdumienia człowieka, który się dowiaduje, jak skomplikowanej czyn- ności psychofizycznej dopuszczał się, ilekroć parsknął mniej lub więcej głośnym śmiechem. A literatura filozoficzna dotycząca śmiechu ma tę wielką zaletę, że równocześnie z teorią, do- starcza i praktyki. Bo raz po raz, kiedy się czyta te wywody, pusty śmiech – tak, śmiech! – bierze człowieka; „a potem litość i trwoga”, jak mówi poeta. Boże, ileż bredni napletli ci wielcy ludzie! Może dlatego zagadka śmiechu była tak długo nie do rozwiązania, bo się nią zajmowały osoby tak poważne […] Zatem przytoczmy przykłady tego, o czym autor mówi w powyższym stwier- dzeniu.


li śmiech z całą surowością, jaką uważali za przynależną ich profesji. Na przykład taki Pla- ton dostrzegał w śmiechu wyłącznie refleks zła i szpetoty. Tak, tak proszę Państwa! Zło i szpetota wedle Platona są wyłącznymi źródła- mi śmiechu. Cóż, przyznaję – choć niechętnie – że nieraz trudno doszukać się piękna i dobra w niektórych żartach. Jeszcze gorzej śmiech oceniany był przez Arystotelesa. Ten istotę śmiechu dostrzegał w poniżeniu. Mówiąc kolo- kwialnie, istotą zabawy miałoby być zrobienie kogoś „w balona” – że pozwolę sobie użyć tego dość już archaicznego określenia. Faktycznie, zjawisko takie jest stosunkowo łatwe do zaob- serwowania w realiach społeczno-politycznych, zatem trudno, tej w gruncie rzeczy uwłaczają- cej śmiechowi opinii, tak całkiem zaprzeczyć. Cyceron z kolei uważał, że brzydota jest je- dyną dziedziną śmieszności i w tym stwier- dzeniu był niezwykle bliski Platonowi. Co nie powinno dziwić. Brzydota i tylko ona miałaby wywoływać śmiech. A coś, czego źródłem jest brzydota, nie może być ze swej istoty piękne. Więc i twarz uśmiechnięta jest brzydka. Śre- dniowieczni scholastycy i religijność tej epoki w ogóle nie pozostawiają złudzeń co do poglą- dów na śmiech, lansowanych przez myślicieli, teologów i filozofów. Przejdźmy zatem od sta- rożytności od razu do czasów nowożytnych. Do sformułowań nowożytnego filozofa angielskie- go Thomasa Hobbesa, który usiłował wyjaśnić pojawienie się śmiechu, jako wyniku nagłego poczucia triumfu, zrodzonego z poczucia wyż- szości. Czyli śmiech jest po prostu przejawem triumfalizmu – co w pewnym stopniu odpowia- dałoby realiom naszego życia publicznego – przykłady każdy odnajdzie z łatwością. Jedno jest pewne: uczonych mężów, jeśli cokolwiek rozbawiało, to nie były to sprawy przyziemne, lecz wyłącznie wzniosłe. Na przykład taki Ar- thur Schopenhauer nie potrafił powstrzymać się od łagodnego uśmiechu na widok prostej stycznej do okręgu, bowiem obraz wyraźnych kątów utworzonych przez nieprzecinające się linie był dla niego źródłem humoru i uśmiechu nie odparcia. Nie wiadomo czy i ewentualnie, co jeszcze Schopenhaura bawiło. Za to wiemy, co sądził o śmiechu jako takim, lecz o tym była już mowa w poprzednim felietonie.


Poczucie wyższości


Kiedyś trzech rzemieślników wychwalało staro- żytny rodowód wykonywanych zawodów.


KONTAKTY 37 | KONTAKTY | Najwięksi filozofowie traktowa-


- To mój fach jest najstarszy – rzekł stolarz – bo mój przodek heblował i szpuntował deski na arkę Noego. - Nie, nie mój drogi – zaoponował ogrodnik – mój przodek był zatrudniony w ogrodzie Ede- nu… - Panowie! O czym wy mówicie? – z wyraźną wyższością w głosie wykrzyknął elektryk – gdy Pan Bóg zawołał; „Niech się stanie światło!”, wszystkie przewody były już pociągnięte i pod- łączone.


I kto górą?


- Pan jesteś pijany jak ostatnie bydlę! – wy- krzyknęła pewna pani prosto w twarz nieco za- wianego jegomościa, który zatoczył się na nią w tramwaju, bo ten właśnie ostro zahamował. - A pani jesteś szpetna! – odparował mężczy- zna – jesteś pani potwornie brzydka! A ja do jutra wytrzeźwieję…


Przez delikatność


Pewien profesor był zmuszony nocować w ho- telu w pewnym niedużym mieście. Niestety, wol- nych pokoi jak na lekarstwo. Było tylko jedno wolne łóżko w pokoju, w którym nocował już ksiądz. Ten życzliwie zgodził się, by profesor zamieszkał z nim na tych kilka godzin. Profesor miał wczesny poranny pociąg, więc poprosił re- cepcjonistę o budzenie, ale tak by księdzu nie przerwać snu. Tak też się stało. Profesor po ci- chu i po ciemku się zebrał. Ubieranie się w tych warunkach nastręczyło pewnych trudności, ale jakoś je pokonał i wyszedł z hotelu. W drodze na dworzec mijał elegancki sklep odzieżowy z jasno oświetlonym oknem wystawowym z du- żymi lustrami. Zerknął w tę stronę i osłupiał; bowiem w lustrze ujrzał człowieka w sutannie. Stanął jak wryty, pomyślał i wykrzyknął: - Cóż za dureń z tego recepcjonisty!!! Głupiec, zamiast mnie, to księdza obudził!


Jakie pytanie, taka odpowiedź


-W jaki sposób zdołałeś narobić dziś już tak wiele głupstw??? – zapytano kiedyś pewne- go człowieka. - Zwyczajnie – odparł – wcześnie dzisiaj wsta- łem…


MYŚLI WIELKICH, MĄDR CH, NIE ZAWSZE ZNANY


CH… Y


Niektórzy płyną na każdej fali, jaka im się nadarzy i zawsze pozostawiają po sobie brudną wodę.


Jurek Ciurlok „Ecik”


Page 1  |  Page 2  |  Page 3  |  Page 4  |  Page 5  |  Page 6  |  Page 7  |  Page 8  |  Page 9  |  Page 10  |  Page 11  |  Page 12  |  Page 13  |  Page 14  |  Page 15  |  Page 16  |  Page 17  |  Page 18  |  Page 19  |  Page 20  |  Page 21  |  Page 22  |  Page 23  |  Page 24  |  Page 25  |  Page 26  |  Page 27  |  Page 28  |  Page 29  |  Page 30  |  Page 31  |  Page 32  |  Page 33  |  Page 34  |  Page 35  |  Page 36  |  Page 37  |  Page 38  |  Page 39  |  Page 40