This page contains a Flash digital edition of a book.
MOTORYZACJA / TRANSPORT Fiat 500 z 1968 roku – wrażenia z jazdy


Tym, czym dla nas, Polaków był nasz „maluch”, tym dla Włochów był Fiat 500. Technicznie podobne auta, są do siebie jeszcze bardziej podobne pod wzglę- dem znaczenia, jakie odegrały na rodzimych rynkach motoryzacyjnych.


Tak, jak maluch zmotoryzował Polskę, tak


Fiat 500 zmotoryzował Włochy. Produkowany w latach 1957 do 1975, adresowany był prze- de wszystkim do biedniejszej części społe- czeństwa. Niewielkie rozmiary fiacika przyczy- niały się do jego ekonomicznego wizerunku i pomagały przeciskać się po wąskich ulicz- kach włoskich miast i miasteczek. Cztery miej- sca siedzące umożliwiały nawet dorosłym osobom możliwość transportu z punku A do punktu B, przy czym tylne miejsca nadają się tak naprawdę tylko dla niewyrośniętych dzieci. Do napędu autka służyły dwucydlin- drowe silniki benzynowe o pojemności około 500 ccm – stąd wywodzi się nazwa modelu. Niewielka moc od 13,5 do 21 koni mecha- nicznych (w zależności od modelu i roku pro- dukcji) umożliwiała uzyskanie prędkości mak- symalnej pomiędzy 85 km/h a 100 km/h. To tyle suchych danych, przejdźmy do emocjo- nalnej części relacji. Wygląd „pięćsetki” jest tak charakterys-


tyczny, że chyba każdy z Was rozpoznałby jego sylwetkę z zamkniętymi oczami. To, co pod koniec lat 50-tych ujrzało światło dzienne i z biegiem lat wpoiło się w krajobraz dróg (szczególnie południowych Włoch), dzisiaj przyprawia o uśmiech i wywołuje niesamowi- cie pozytywne emocje. Głaszcząc wzrokiem każdy szczegół linii nadwozia po raz setny, ciągle nie mamy dość. Ta prosta linia nad- wozia wydaje się być patrząc z dzisiejszej perspektywy genialna. Mikroskopijne wręcz rozmiary, w porównaniu do dzisiejszych ma- luchów, dodają fiacikowi maksymalną dozę uroku. Wszystko to sprawia, że przemierzając nim ulicę, nie jesteśmy w stanie odczepić się od sympatycznych spojrzeń przechodniów. Przysięgam, ten samochód przyciąga o wiele bardziej wzrok, niż muskularnie wyglądający Ford Mustang. Trzymając w ręku pęk kluczyków, z których


każdy otwiera inny zamek, otwieram drzwi i zasiadam za kierownicą. Drzwi otwierają się pod charakterystycznym kątem lekko do góry, co powoduje, że jeśli ich nie przytrzymasz, za chwilę przytrzasną Ci stopę przy wsiadaniu. Klang zamknięcia drzwi jest niepowtarzalny i chyba nie do usłyszenia w żadnym innym aucie, a już na pewno nie w wyprodukowa- nym w dzisiejszych czasach. Siedząc już za kierownicą nie możesz wyjść z podziwu, jak to jest – z zewnątrz takie małe pudełko, a jednak


KONTAKTY | 35 | KONTAKTY


siedzi się w nim całkiem cywilizowanie. Fotele przednie nie obejmują może całego ciała i nie są zaprojektowane do odbycia dłuższych podróży niż na zakupy w drugiej części mia- sta, da się na nich znaleźć jednak wygodną pozycję, mierząc nawet więcej niż 1,80 m wzrostu. Oglądam się na tylną kanapę i przy- pominają mi się moje czasy, kiedy to na tylnej kanapie polskiego „malucha” było mi dane wyruszyć w wakacyjną podróż. Nie wiem sam czemu, ale moje związane z tym wspomnienia wywołują uśmiech na twarzy, pomimo tego, że podróż z tyłu w tym samochodzie nie mo- gła być niczym przyjemnym. Było ciasno, ale i relacje pasażerów między sobą były jakieś inne, pełne wyrozumiałości. Łączyła ich wspólna chęć uczestniczenia w podróży bez względu na to, że pod nogami leżą powcis- kane w każde zakamarki reklamówki z ciu- chami i inne tobołki… Wspomnienia i skojarzenia rozbudzają się


dopiero po przekręceniu kluczyka w stacyjce, a dokładnie rzecz ujmując po pociągnięciu cięgna rozrusznika, znajdującego się między fotelami. Do życia budzi się dwucylindrowy motorek, który osobom niewtajemniczonym swoim dźwiękiem mógłby na przykład przy- pominać generator prądu. Większości z nas przypomni jednak dźwięk „malucha” – „pięć- setka” to praktycznie ta sama dusza. Drgania karoserii nie pozwalają zapomnieć o włącze- niu ssania za pomocą drugiego cięgna bliżej fotela kierowcy, rozgrzanie silnika sygnalizo- wane jest gorącem, dochodzącym do pasa- żerów od dołu karoserii między fotelami a tyl- ną kanapą. No i ruszamy… Charakterystyczne „miałczenie” pierwszego przełożenia to chyba jedna z najbardziej charakterystycznych cech tego autka, podobne jak delikatne gwizdanie na czwartym biegu. Sprawne operowanie biegami i wciskanie pedału gazu w miarę dynamicznie pozwala bez problemu nadążać w mieście za innymi autami. Zmiana biegów następuje zaskakująco precyzyjnie, ale najwięcej frajdy daje chyba układ kierowniczy i zawieszenie. Ok, bądźmy szczerzy – oba wymienione układy nie zapewniają specjalnie żadnego komfortu. Wywołują jednak uśmiech na twarzy kierowcy – układ kierowniczy nie posiada oczywiście żadnego wspomagania i jest tak bezpośredni, że mamy wrażenie,


Fiat 500 Nuova r. 1968


jakbyśmy prawie sami rękoma skręcali koła, zaś zawieszenie wybiera każdą szczelinę w jezdni i przekazuje je poprzez twarde i cien- kie fotele oraz układ nerwowy do mózgów pasażerów. Znajdźcie mi proszę dzisiaj drugi taki samochód. Nic dziwnego, że na bazie Fiata 500 powstała jego sportowa odmiana Abarth. Prowadzenie go – to dopiero musiała być frajda! W naszym fiaciku nie mamy wpra- wdzie tyle koni co w sportowej jego odmianie, ale mimo wszystko


jakoś nie to nie ma zna-


czenia. Siedząc w nim podziwiasz świat z nie- co innej perspektywy. Masz więcej czasu na zwrócenie uwagi na to, jak machają Ci zdu- mieni przechodnie. Obracając wielkie i cienkie koło kierownicy delektujesz się każdym za- krętem i wykorzystujesz każdą lukę parkin-


gową. Odkrywasz nowe możliwości porusza- nia się po mieście i jesteś zdumiony, jak niewiele potrzeba do szczęścia. Wyskoczenie do piekarni za róg po świeże bułki to czysta frajda. Podjeżdżasz i parkujesz w pierwszej napotkanej luce pod drzewem, gdzie nie wjedzie poza tym żaden samochód. Gdybym miał określić, do kogo najbardziej


-


pasuje mi Fiat 500, powiedziałbym, że do ludzi kochających surową motoryzację i… dla zakochanych. Przyczyniają się do tego nie tylko wdzięk i urok „pięćsetki”, ale też jego wnętrze. Jego skromne wymiary sprzyjają intymnej atmosferze, otwierany materiałowy dach pozwala spędzić w aucie niezapomniane chwile z widokiem na gwiazdy lub rozwiać nieco fryzurę pięknej pasażerki… Jednym sło- wem – tak małe auto a potrafi wyczarować ty- le pozytywnych emocji. I czy byłoby tak, gdy- by silnik miał więcej koni albo gdyby w bagaż- niku zmieściłoby się coś jeszcze poza zbior- nikiem paliwa?


Robert Kadler Auto-Fascynacje.pl Media-Offensive.de


Page 1  |  Page 2  |  Page 3  |  Page 4  |  Page 5  |  Page 6  |  Page 7  |  Page 8  |  Page 9  |  Page 10  |  Page 11  |  Page 12  |  Page 13  |  Page 14  |  Page 15  |  Page 16  |  Page 17  |  Page 18  |  Page 19  |  Page 20  |  Page 21  |  Page 22  |  Page 23  |  Page 24  |  Page 25  |  Page 26  |  Page 27  |  Page 28  |  Page 29  |  Page 30  |  Page 31  |  Page 32  |  Page 33  |  Page 34  |  Page 35  |  Page 36  |  Page 37  |  Page 38  |  Page 39  |  Page 40