This page contains a Flash digital edition of a book.
Z ŻYCIA POLONII „Doktor Futbol”


Józef Kurzeja – rozgrywający na boisku i w klinice Józef Kurzeja jako zawodnik grał z najlepszymi polskimi piłka-


rzami: Deyną, Lubańskim, Szołtysikiem. Jako lekarz w Niemczech został ordynatorem kliniki radioonkologicznej. Bywały czasy, kiedy był piłkarzem i lekarzem jednocześnie. W jaki sposób udało mu się połączyć obie życiowe pasje? Dr Józef Kurzeja opowiedział o tym naszym słuchaczom:


Na początku była piłka „Na początku jako mały chłopiec oczywiście chciałem grać w piłkę


i nie myślałem o byciu lekarzem. Dopiero później, im starszy byłem, tym bardziej chciałem być niezależny od piłki i to skłoniło mnie do tego, że studiowałem medycynę. Ale to nie był wybór z zamiłowania, bo najważ- niejsza była dla mnie piłka. Jak skończyłem maturę to chciałem grać dalej w piłkę. Grałem w reprezentacji juniorów, ale chciałem też coś stu- diować. Wtedy grałem w pierwszej lidze, w klubie Odra Opole, a w Opo- lu była tylko Wyższa Szkoła Pedagogiczna i zacząłem studiować tam chemię. A potem się tak złożyło, że poznałem lekarza klubowego Odry Opole. To on pokazał mi medycynę od podszewki i wtedy zrodziło się to zamiłowanie do medycyny.”


Grający lekarz klubowy „W Górniku Zabrze doszło do pierwszej w historii futbolu sytua-


cji, że byłem piłkarzem i równocześnie drużynowym lekarzem. Wtedy w tych czasach jak ja grałem w piłkę to się mówiło, że piłkarz ma mieć w nogach, a nie w głowie. Ja cieszyłem się, że byłem dowodem czegoś innego. Ale oczywiście już wtedy inni koledzy zaczęli studiować. Przede wszystkim na Wyższej Szkole Wychowania Fizycznego. To wszystkich zdziwiło, bo to nie było takie proste. Musiałem chodzić normalnie na zajęcia. Zdawałem sobie sprawę z tego, że jeśli kiedyś będę lekarzem, to nie mogę powiedzieć pacjentowi, że tego nie wiem, bo na zajęciach grałem w piłkę. Studia traktowałem bardzo poważnie, ale też poważnie grałem w piłkę, bo wiedziałem, że jak będę dobrze grał, to mnie trener wystawi. I tak też było.”


Piłkarz, lekarz i... dziennikarz „Wyjechałem na kontrakt piłkarski do Austrii, już jako dyplomowany


lekarz. Tam zastał mnie stan wojenny. Mieszkałem wtedy w Klagenfurt. Tam na Mistrzostwa Świata w hokeju na lodzie przyjechał polski dzien- nikarz. Oni wtedy też nie mieli łatwo. Były problemy z hotelem, i ten dziennikarz przez działaczy Górnika Zabrze trafił do mnie. Zapytał, czy nie może u mnie spać na czas tych mistrzostw. Ja nie miałem wtedy jeszcze tak dużego mieszkania, ale spał u mnie w pokoju na materacu.


9


To było dla mnie ciekawe, bo ja się bardzo interesuję sportem, nie tylko piłką nożną. Strasznie dużo dyskutowaliśmy o sporcie. Jemu podobało sie to, że tak dużo o sporcie wiem i zaproponował


mi, żebym był takim korespondentem sportowym z Austrii. Raz na jakiś czas pisałem o sporcie krótkie artykuły.”


Przyjazd do Niemiec „Do Niemiec trafiłem za sprawą mojej żony. Ona pochodzi z Piekar


Śląskich i ma pochodzenie niemieckie. Wtedy w Austrii nie czuliśmy się najlepiej. Ciągle byliśmy obcokrajowcami. Ja miałem paszport polski, ona niemiecki. Za namową żony po-


starałem się o pracę w Niemczech i od 1988 pracowałem w Haagen na oddziale radioonkologii.”


Stara miłość nie rdzewieje „Już takim aktywnym graczem nie jestem, ale za to zostałem tre-


nerem. Trenuję drużynę Polonia Hagen. Choć jestem też, jak to po nie- miecku się mówi „Mädchen für alles” czyli chłopcem od wszystkiego. Do Polonii Hagen trafiłem w 2004 roku, dwa lata po założeniu tej drużyny. Oczywiście jest to jedna z niższych klas, ale miłość i zapał do piłki jest taki sam jak w najwyższych ligach. To jest fantastyczne. Po paru miesią- cach byłem kierownikiem technicznym, prezydentem klubu i oczywiście lekarzem drużyny. Założyliśmy nawet drugą drużynę. Ja sam jeszcze w wieku 40 lat grałem na boisku. Teraz to się trochę zmieniło, ale mi- łość do piłki zostaje. Do dziś wożę w samochodzie buty do piłki. Jak w tej drugiej drużynie zabraknie jedenastego zawodnika to zakładam buty i gram.”


Szarmach, Buncol, Matysik i inni „Spotkałem wielu znakomitych polskich piłkarzy, kolegów z boiska,


z którymi grałem i którzy na stałe przenieśli się do Niemiec lub innych państw. Od czasu do czasu udaje mi się skrzyknąć ich wszystkich na mecz dla dobrego celu. Wspaniała rzecz. Po latach spotyka się swo- ich kumpli i wracają wspomnienia. Sam mecz na boisku to tak różnie bywa, bo niektórzy już nie mogą grać, ale przyjdą żeby wesprzeć swoją obecnością działanie na szczytny cel. Ja staram się jeszcze te 90 minut zagrać. Choć najbardziej cieszymy się na tą trzecią połowę, nie tylko w kabinie po meczu, ale też gdzieś później w jakiejś restauracji, gdzie siedzimy sobie przy dobrym piwie czy winie i wspominamy stare dobre czasy”


Page 1  |  Page 2  |  Page 3  |  Page 4  |  Page 5  |  Page 6  |  Page 7  |  Page 8  |  Page 9  |  Page 10  |  Page 11  |  Page 12  |  Page 13  |  Page 14  |  Page 15  |  Page 16